- Zyskałem niegdyś mapę i trochę informacji na temat wyspy i kilkuwiecznego skarbu, spoczywającego na jej ziemiach. Wraz z załogą rozpoczęliśmy długą podróż. Dobiliśmy do niej, licząc na łupy. Swoją drogą była bardzo piękna. Ciepła plaża, ładna zieleń, lazurowe morze. Mogłoby ci się tam spodobać, kochanie. - spojrzał na Amelie z uwodzicielskim uśmiechem.
- Wydaje mi się, że widziałam już takie - stwierdziła obojętnie.
Sparrow uśmiechnął się pod wąsem.
- Więc, gdy dobiliśmy do brzegu zarządziłem, że bierzemy wszystko co cenne, a w razie zagrożenia, nie czekamy na nikogo. Wszystko po to, by zyskać jak największe łupy. Muszę przyznać, że mnie posłuchali... - zaśmiał się cierpko i kontynuował - Ruszyliśmy w głąb wyspy, która na próżno starała się schować przed nami swój skarb. Jej zarośla nie były w stanie nas powstrzymać. Gdy odnaleźliśmy stary skarbiec, zdobyliśmy go bez trudu, po czym zebraliśmy się i chcieliśmy wrócić na Perłę. Wtedy natrafiliśmy na przeszkodę. Okazało się, że nie jesteśmy sami. Ktoś jeszcze miał ochotę na złoto. Była to kolejna załoga piracka, pod dowództwem nieznanego mi kapitana. Przybili z drugiej strony wyspy, więc nie zauważyliśmy ich wcześniej. Rozpoczęliśmy walkę. Moi ludzie pewnie by wygrali, gdyby znalezione złoto nie było dla nich cenniejsze od kamratów. Połowa zwiała na statek z łupem, zmniejszając nasze siły. Reszta szybko poszła w ślad za nimi lub zginęła. A ja zostałem ogłuszony i trafiłem na ich okręt w roli zakładnika. Zabawne, nie? I tak łup szlag trafił. Wydostałem się z ich łapsk dopiero w tym mieście i trafiłem do was.
Jared i Amelie popatrzyli na niego ze współczuciem. Stracił okręt i załogę w dość haniebny sposób. Właściwie pozbawił się go na własne życzenie.
Drzwi mapiarni otworzyły się i do środka zajrzał jeden z załogantów.
- Pani kapitan - zaczął - zapasy już uzupełnione.
Dziewczyna wstała z miejsca i wyszła bez słowa, aby nadzorować ostatnie przygotowania do odpływu.
Piraci pociągnęli łyk trunku. Jack wstał i z butelką w dłoni zaczął spacerować po pomieszczeniu, przeglądając mapy.
- Powiedz mi stary, - zagadnął nagle - jak to możliwe, że dajesz sobą rządzić kobiecie?
- Po ludziach na starość chodzą różne dziwactwa - stwierdził, opierając się łokciami o stół, a głowę układając na pomarszczonej dłoni.
- Ale kobieta-kapitanem? Ona nie są od tego.
- Amelie uratowała mi przed laty tyłek - zaśmiał się stary pirat - Ma niezłą siłę przebicia. Prawie jak ty, Jack.
Sparrow podszedł do niego, złapał go za ramię, pociągnął w swoją stronę i nachylił nad jego lewym uchem.
- Groziłem ci już kiedyś przyjacielu? - zapytał.
Jared uśmiechnął się pod nosem. Podczas kilku lat spędzonych pod dowództwem kobiety, brakowało mu takich pirackich pół-żartów. Załoganci mieli do niego zbyt duży respekt, a pani kapitan nie miała powodów by wykonać coś podobnego. Dziewczyna traktowała go jak ojca i zawsze stała murem za nim, nigdy przeciwko niemu.
- Nie - odparł wolno.
- A więc to idealna okazja. Nie porównuj kobiety do mnie, ani odwrotnie, bo kiedyś poderżnę ci gardło, aye?
- Aye, aye!
Jack oparł się o stół i obydwaj w ciszy sączyli rum.
Tymczasem Amelie krążyła pośród załogantów, wydając polecenia.
- Z tym do ładowni! Co ty tu jeszcze robisz?! - padało raz po raz z jej ust. - Wiecie, że zależy nam na czasie!
Załoga mijała ją bez słowa, spokojnie wykonując rozkazy. Nauczyli się już, że nawet jeśli przyspieszą, pani kapitan i tak będzie czekała na więcej. Niezadowolona tempem pracy z rezygnacją sama złapała jedną z beczek prochu i ruszyła do ładowni. Doskonale wiedziała, że wszyscy woleliby zabawić trochę w pobliskich tawernach w towarzystwie przypadkowych pań. Ją jednak nagliła chęć dotarcia do celu. Nie było czasu na lenistwo. Musiała być pierwsza.
W ładowni odstawiła niesioną beczkę i podparła ręce na biodrach, patrząc na krzątających się ludzi.
- Żwawo panowie! - rzuciła z zawadiackim uśmiechem.
- Niby co my będziemy z tego mieli, co? - warknął jeden z nich, stając przed nią z wyzywającą miną.
W jego mocnozielonych oczach tańczyły iskry wściekłej nienawiści.
Amelie zaczęła zastanawiać się w jakich okolicznościach dostał się na jej statek i kim właściwie jest. Przybrała lodowaty ton.
- Powinieneś się cieszyć, że w ogóle tu jesteś, marny psie Cortezowy! Dla ciebie idealną nagrodą byłaby własna wyspa i pistolet z jedną kulką! Chyba, że wolisz prywatny szafot! - wypaliła i odwróciła się na pięcie, chcąc jak najszybciej uciec spod przeszywającego spojrzenia załoganta.
Gdy wszystko było już gotowe, udała się z powrotem do mapiarni.
Pojawiła się w pomieszczeniu ze skrzypnięciem drzwi. Blada jak ściana z rękami skrzyżowanymi z tyłu.
- Już późno. Wszystko gotowe. Odpływamy - oznajmiła i spojrzała wyczekująco na Sparrowa.
Spojrzał na nią z zawadiackim uśmiechem.
- Nie musisz się tak krzywić, kochanie. - stwierdził.
Na jej twarzy wykwitł grymas bólu. Jared doskoczył do niej i złapał za lewą rękę. Podwinął szkarłatny rękaw koszuli. Jej nadgarstek obficie krwawił. Jack zdziwiony patrzył jak stary pirat sadza ją przy stole i owija rękę kawałkiem szmaty, tamując krew.
- Znów to samo - powiedziała, z irytacją patrząc staremu w oczy - Za każdym razem, gdy mamy odbić od brzegu.
- Przyniosę ci wody. - rzekł tylko i wyszedł.
Sparrow szybko pozbył się pierwszego zdziwienia i zapytał bez ogródek
- Jakaś klątwa, czy bunt załoganta?
Nie miał pojęcia, ze trafił w dziesiątkę w jednej i drugiej kwestii.
- Nic ci do tego - odparła chłodno, nie patrząc na niego - Zwijaj się stąd. Nie ufam ci.
Zerwała się z krzesła i zaczęła szperać wśród wśród map. Pirat nie ruszył się z miejsca. Ręka z butelką powędrowała do jego ust i z powrotem.
- To błąd. Zaufanie jest nieodłączną częścią każdej przygody.
Dziewczyna puściła mimo uszu jego słowa. Wyjęła z wielkiego, ciemnego regału pożółkły kawał papieru i rozłożyła go na stole. Oparła się o blat, analizując pobliskie tereny.
- Jakiś konkretny kurs, czy po prostu udajesz dobrego kapitana? - rzucił Jack.
W odpowiedzi otrzymał tylko lodowate spojrzenie. Podszedł do niej wolno i rzucił okiem na nakreślony na mapie szlak. Zmarszczył brwi.
- Myślę, że mogę się jednak przydać - stwierdził i zakołysał się.
- Ciekawa jestem jak. - przysiadła na stole i spojrzała na niego drwiąco, krzyżując ręce na piersiach. - Po co mi marny pirat, którego tchórzliwa załoga opuściła, ratując własne tyłki?
- Sądzę, że powinnaś teraz płynąć zupełnie gdzieś indziej. Mógłbym ci pomóc się tam dostać, ale skoro nie chcesz pozbyć się tego... dręczącego problemu, to trudno. Nie moja sprawa - odparł, wolno kierując się do drzwi.
Dziewczyna pomyślała o swoim poprzednim celu. Jeśli jej problem będzie się nasilał, nigdzie nie dopłynie.
- Czekaj!
Jack zatrzymał się i uśmiechnął pod wąsem. Niewątpliwie spodziewał się takiej reakcji. Spuściła głowę i przygryzła wargę.
- Jaki kurs? - zapytała z rezygnacją.
___________________________________________________________________________
Tak więc prezentuje się pierwszy rozdział mojego opowiadania.
Dziękuję każdemu, kto to przeczytał.
Chętnie dowiedziałabym się, co poprawić i ogólnie jakie opinie, więc proszę o komentarze ;)
Życzę również Szczęśliwego Nowego Roku 2015!
Niech przyniesie dużo zdrowia, szczęścia, radości, miłości i rumu! Udanych podbojów i bogatych łupów! A tym, którym zdarza się jeździć długopisem po kartkach w zeszycie, szkicując swój inny świat - życzę dużo, dużo weny!
Ahoj, kamraci!