"To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to dopiero koniec początku" ~ Winston Churchill
Kamraci!
Pamiętacie jak mówiłam, że tak łatwo się mnie nie pozbędziecie? A więc powiedzmy, że nie skłamałam, jeśli patrzeć na to w innym kontekście, niż niegdyś.
Od jakiegoś czasu nie tyle brakuje mi weny, czy chęci, jak radości. To opowiadanie jest niedojrzałe. Jego pisanie drażni mnie ogromnie, bo wiem, że jest słabe. O ile na początku byłam w ślepej euforii, że w ogóle piszę, że się odważyłam, o tyle teraz to co robię, mnie nie zadowala.
Ten blog to pierwsze takie moje miejsce, w którym zdecydowałam się pisać coś większego, coś co będzie miało następne "rozdziały". Darzę go czymś na kształt sentymentu, ale...
Teraz Journey of Trust to dla mnie głównie miejsce, w którym skupione jest wiele błędów, które popełniłam podczas pisania i których chcę się pozbyć.
I tu gorąca prośba do Was!
Idąc za ciosem, chciałabym ogromnie prosić, aby każdy kto przeczyta tę notkę, napisał szczerze co jego zdaniem powinnam poprawić. Sporo wymagam, ale czuję, że potrzebuję Waszych wskazówek! Bo to dla Was piszę, to Wy wiecie najlepiej z czym mam się wziąć za bary. A naprawdę chcę pisać dobrze. :))
Co wiem, że robię źle?
- Wątek główny i poboczne nie przemyślane dobrze na samym początku.
- Publikowanie na bieżąco. Opowiadanie żyje, czyli zmienia się, do samego epilogu. Bo fantazja autora lubi płatać figle i czasem najlepsze pomysły pojawiają się po publikacji rozdziału.
- Brak akapitów z prawdziwego zdarzenia i niewyjustowany tekst. Czemu? Nie mam Worda, a zmiany nanoszone w programie, którego używam nie działają na bloggerze. Prościej mówiąc - tekst wygląda, jakbym pisała jednym ciągiem i nie ruszyła go nawet pod kątek estetyki. Dlatego też myślałam nad betą, przynajmniej do czasu aż nie skołuję Worda.
- Króciutkie "rozdziały" a wątki są w nich jedynie z lekka poruszone. I zanim "coś", nagle "koniec".
- Wprowadzam pełno bohaterów na początku i na wprowadzeniu koniec, Ciężko jest się pomiędzy nimi połapać i niektórzy wydają się niepotrzebni.
- Wiele rzeczy pojawia się u mnie i znika. Nie ma o tym choćby wzmianki i nagle jest z powrotem. Wszystko przez nieprzemyślane wątki.
- Czasem stawiam kropkę na koniec wypowiedzi, a czasem nie.
A odnośnie cytatu wyżej - to fakt, że ja nie odchodzę. Kończę tylko z tym blogiem. Fan fiction to świetna rzecz do wprawiania się w pisaniu, ale moje powoduje, że nie mam ochoty wziąć się za kolejne posty, ani zacząć pisać je od nowa. W planach mam inne opowiadanie, tym razem ambitniejsze, nazwijmy je "autorskim", choć to brzmi dla mojego ucha zbyt profesjonalnie.
Dlatego "to nie jest koniec (...)", bo z pisaniem nie kończę, "(...) to nawet nie jest początek końca (...)", bo nie mam takiego zamiaru, mało tego, sprawne pióro przyda się w pracy dziennikarza, "(...) to dopiero koniec początku", bo jakby nie patrzeć, coś się kończy, ale mijam dopiero pierwszą stację na swojej drodze do zadowolenia. Mam cichą nadzieję, że zechcecie mi towarzyszyć. ;)
Tych, którzy być może są teraz na mnie źli, przepraszam. Tym, którzy pozostawią dla mnie rady, po stokroć dziękuję. A wszystkim tym, którzy przeczytali, gratuluję cierpliwości i dziękuję za poświęcenie mi czasu nie tylko dziś i wszystkie wasze komentarze. Każdy z Was jest wielki!
Wasza
Innocence